Kopenhaga w 48 godzin l cz. 1

Zaczęło się wyśmienicie - bilety lotnicze kupione po 19zł, nocleg w Kopenhadze załatwiony, dojazd do Warszawy też. Tylko, że pociąg się spóźnił, autobus na lotnisko odjechał, a pan kierowca kolejnego potrzebował sporo czasu, żeby dać się przekonać i zawieźć do Modlina całą grupę osób, które miały lecieć tym samym lotem. Po wylądowaniu nie dało się kupić biletu na nasz przystanek docelowy, a chłopak, który chciał nam pomóc, stwierdził, że mamy jechać w zupełnie inne miejsce, niż wynikało to z notatek Marty. Zanim doszliśmy do porozumienia, autobus oczywiście zdążył odjechać. Tym sposobem do mieszkania weszłyśmy dopiero o 2 w nocy. A wczesny ranek przywitał nas oberwaniem chmury.

 


Na szczęście byłyśmy na to przygotowane. Mimo zachmurzonego nieba, zdecydowałyśmy się pójść do centrum na nogach - jednorazowy bilet komunikacji miejskiej w Kopenhadze kosztuje w przeliczeniu 12 zł, dlatego nawet ulewa, która złapała nas po drodze, nie przekonała nas do przejechania autobusem. Pogoda zafundowała nam przedłużony pobyt w informacji turystycznej, jednak dzięki temu mogłyśmy solidnie opracować plan naszej wędrówki. W południe deszcz ustał, więc chwyciłyśmy aparaty w dłoń i ruszyłyśmy w drogę.


Najpierw przed obiektyw trafiły ogrody Tivoli, czyli drugi najstarszy park rozrywki na świecie! Niestety pogoda nie zachęcała do zabawy, więc szybko przeniosłyśmy się pod ratusz miejski. Między ratuszem a Tivoli znajduje się pomnik pewnej znanej osobistości, więc nie omieszkałyśmy obfotografować go z każdej strony. Kto zgadnie, kim jest pan na przedostatnim zdjęciu? :) Rozwiązanie zagadki znajduje się na zdjęciu ostatnim.


Tak bardzo ucieszył nas brak deszczu, że spędziłyśmy przed ratuszem około pół godziny, fotografując budynek, pana Andersena, przepiękne tulipany i wszystko wkoło co się dało. W końcu wrócił nam rozum, otwarłyśmy mapę i poszłyśmy dalej. I tak ulicą handlową doszłyśmy do kościoła, który zaraz na wstępie ogłaszał "I'm not a church", bo okazał się być galerią, a nie świątynią. Weszłyśmy też do maleńkiego ogrodu, na środku którego siedział sam Myśliciel.

 

Drepcząc po uliczkach Kopenhagi doszłyśmy w końcu do Christiansborg - zamku królewskiego, będącego dawniej siedzibą królów Danii, , a obecnie mieszczącego duński parlament. Otwierając kolejne tajne przejścia, Marta zauważyła, że można wejść na wieżę widokową. Tym samym odpadł nam jeden z płatnych punktów programu, bo wyjazd na górę jest darmowy.
 

Najpierw kontrola bezpieczeństwa (jak na lotnisku), później jedna winda, przesiadka do drugiej i jeszcze kilkanaście schodów - nie tak łatwo dostać się na samą górę. A tam niemożliwie wręcz wiało, na szczęście widok rekompensował nawet ból zamarzających od przenikliwego wiatru palców. Tak, cudownie niebo i panorama Kopenhagi były warte przewiania do szpiku kości.

 
 

Zgodnie stwierdziłyśmy, że najwyższy czas się zagrzać i odpocząć. Skierowałyśmy więc swoje kroki do Browaru Carlsberga. Niestety, droga do muzeum była długa i wiodła przez ulicę pełną tandetnych sex shopów, co według pani z informacji turystycznej było najciekawszą - i zarazem jej ulubioną - trasą. Na szczęście przed samym wejściem do muzeum znalazłyśmy się w dzielnicy rodem z przepięknych albumów fotograficznych. Stare domki, małe ogródki, pnące się po murach kwiaty i rowery przypięte do niskich płotków. Wkoło kwitły magnolie, roztaczając przyjemny zapach wiosny... Musiałyśmy się nawzajem poganiać, żeby zdążyć do Carlsberga przed zamknięciem. Wróciłyśmy tam dopiero po zwiedzaniu. I dwóch piwach :)


O samym muzeum będziecie mogli przeczytać w osobnym poście. Dziś powiem Wam tylko, że jest warte ceny biletu (45zł), w którą wliczone są dwa piwa. Zwiedzanie trwa około godziny, każdy do biletu dostaje mapkę terenu, vouchery na trunki i naklejkę z koniczynką. 


Wychodząc z Browaru Carlsberga, na niebie w końcu pojawiło się słońce! Z radością ubrałam okulary przeciwsłoneczne (Marta - wbrew zaleceniom z mojego poradnika - zostawiła okulary w walizce, bo "przecież rano było brzydko") i pomaszerowałyśmy do centrum. Plan był następujący - wracamy do stacji głównej (po drodze jedząc lody, w końcu świeci już słońce i mamy prawdziwe wakacje), kupujemy bilet komunikacji miejskiej na 24h (cena ok. 40zł) i jedziemy na plażę. Pani na stacji poinstruowała nas jak dojechać nad morze i choć Marta niekoniecznie miała już siłę na kolejną wycieczkę, słońce i informacja, że dojazd zajmie nam zaledwie kilka minut, skutecznie ją przekonały. 



Kupiłyśmy bilety, wsiadłyśmy do metra i przejechałyśmy całe 4 stacje. Wysiadłyśmy się na przystanku, wychodzimy po schodach, a naszym oczom ukazał się... Targ. W sumie to resztki po straganach. Zmieszana zapytałam pierwszego przechodnia: "Którędy do plaży?", a on rozbawiony odpowiedział: "Metrem 3 przystanki dalej. Jak wysiądziecie, to już będzie widać morze". AHA. Bo wiecie, po duńsku te wszystkie nazwy brzmią tak samo. Co więcej, niektóre nawet są prawie identyczne w pisowni... W każdym razie wróciłyśmy znów do metra, przejechałyśmy 3 przystanki i wysiadłyśmy w kolejnej przepięknej dzielnicy domków jednorodzinnych.

Plaża nie wywołała jednak efektu "wow". Ot, plaża, jak to nad Bałtykiem. Chociaż nie, w Polsce widziałam wiele piękniejszych. Tutaj trochę piasku, trochę kamyczków, trochę traw i trawników. Wiał coraz mocniejszy wiatr, zaczęło siąpić deszczem... aż znów przyszła solidna ulewa.

Zdjęcie w deszczu!

Pod wyginającym się parasolem, z okularami przeciwsłonecznymi spełniającymi funkcję ochronną przed wiatrem (serio, miałam wrażenie, że wywieje mi z oczu soczewki kontaktowe) szybko pobiegłyśmy do metra i wróciłyśmy do mieszkania. Przewiane, przemoczone i bardzo dumne z ilości pokonanych tego dnia kilometrów, poszłyśmy spać. W końcu pobudka znów zaplanowana była na ósmą rano. Na szczęście w środę, zanim jeszcze zadzwoniły budziki, obudziło nas mocno świecące słońce!

---> Przeczytaj też: Kopenhaga w 48 godzin I cz. 2
---
Polecam Wam również zajrzeć do mojej rowerowej galerii zdjęć z Kopenhagi. A u Marty na blogu PODRÓŻNICZO lada dzień będziecie mogli przeczytać o praktycznym zwiedzaniu Kopenhagi - ceny, godziny otwarcia i wszelkie wskazówki, które pomogą Wam zaplanować swoją wizytę w stolicy Danii.

---
Spodobał Ci się ten post? Będzie mi  miło jeśli podzielisz nim na Facebooku, albo  zostawisz komentarz :)
Zapraszam Cię również na  facebook'owy fanpage!

17 komentarzy :

  1. Bardzo spodobała mi się Twoja wycieczka. A to dopiero I część :) Ja odwiedzałem Kopenhagę w kilka, no może kilkanaście godzin. Było to jeszcze krócej, ale ta stolica zdecydowanie przypadła mi do gustu. Chciałbym tam jeszcze kiedyś wrócić. Z resztą teraz nie jest trudno o bilet w dobrej cenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w Kopehnadze spędziłam prawie tydzień - rewelacyjne miasto, chętnie bym wróciła.
    W zasadzie od jakiegoś już czasu myślę jak tam wrócić... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Z modlina można polecieć nawet za 19zł, więc kolejna jedno, czy dwudniowa wycieczka to nie problem. Też chciałabym wrócić, chociażby po to, żeby pobawić się w Tivoli :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozumiem, że planujesz przeprowadzkę na stałe? Nie da się ukryć, że Kopenhaga to miasto chyba bardzo szczęśliwych mieszkańców :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zahaczyłyście też o Malmo? Ja mam ochotę na taką dwu-krajową wycieczkę w jednym :) liczę na to, że w końcu się uda

    OdpowiedzUsuń
  6. Przez chwilę miałyśmy taki pomysł, ale w końcu przestało padać i zdecydowałyśmy się zostać w Kopenhadze. Gdybyśmy były dzień/dwa dłużej, to pewnie byśmy się wybrały (chociażby po czekoladę Marabou!) :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie, myślę tylko o wizytach :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dobry pomysł to przejazd do Malmo i powrót z MMX do Polski

    OdpowiedzUsuń
  9. sekulada.com20 maja 2015 18:26

    Zamek wygląda świetnie i nie wiedziałem, że jest w Kopenhadze coś takiego! Dobrze, że choć przez chwilę słońce raczył Wam poświecić, jednak w deszczu kiepsko się zwiedza!

    OdpowiedzUsuń
  10. :) Złe dobrego początki! Piękne kwiaty na zdjęciach. Planuję u siebie zrobić album z tulipanami z Brukseli!

    OdpowiedzUsuń
  11. Jak tylko sie zrobi tam cieplejszy klimat to jedziemy!

    OdpowiedzUsuń
  12. Kopenhaga to piękne miasto Emotikon smile Planuje podróż tam już od jakiegoś czasu Emotikon smile Całkiem sporo udało się Wam zobaczyć w ciągu tych 48 godzin Emotikon smile A zdjęcia pomimo pogody wyszły Wam cudne Emotikon smile Kilka z nich to prawdziwe perełki Emotikon smile

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiola Starczewska22 maja 2015 11:15

    Uwielbiam Kopenhagę, mieszkałam tam (z przerwami) 3 lata.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wydaje się bardzo przyjaznym miastem do mieszkania!

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj tak, mimo deszczu byłyśmy bardzo zdyscyplinowane! Dziękuję, sama byłam zaskoczona niektórymi zdjęciami ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dwa dni można wytrzymać i w tamtejszym klimacie :P

    OdpowiedzUsuń
  17. Myślałyśmy przez chwilę, żeby wypożyczyć rowery miejskie, ale w deszczu to średnia przyjemność... Po praktyczne wskazówki odsyłam do Marty na podrozniczo.pl ;)

    OdpowiedzUsuń