Magii w Granadzie nie poczujesz.


Quien no ha visto Granada no ha visto nada.
Kto nie widział Granady, nie widział niczego.


To hiszpańskie przysłowie jest znane pewnie wielu z Was. Sami jechaliśmy z przekonaniem, że choć Sevilla była przepiękna, Malaga (która miała być beznadziejna) tak bardzo pozytywnie nas zaskoczyła, to Granada będzie w ogóle poza wszelaką skalą zachwytu. Bo to przecież perła, jedyne takie miejsce w Europie, ba! może nawet na świecie. No i klops. Sprawdziło się coś innego - im większe masz oczekiwania, tym większe będzie rozczarowanie.



Zaczęło się całkiem obiecująco. W Granadzie byliśmy kilka minut po piętnastej i od razu pojechaliśmy zobaczyć Alhambrę. Chcieliśmy kupić bilety na następny dzień, a tu okazało się, że możemy wejść jeszcze dziś. Szczęśliwie nie staliśmy w kilkugodzinnej - jaką nas straszono - kolejce, a już po niespełna godzinie byliśmy w środku. 

 

Alhambra to arabski zespół pałacowy z XIII wieku, który widnieje na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Nie znam osoby, która nie poleciłaby wizyty w tym miejscu. Alhambra miała być zjawiskowa i była. Robi wrażenie swoją powierzchnią, ogrodami, ale przede wszystkim zdobieniami. Wchodzisz do kolejnej komnaty, wychodzisz na kolejny dziedziniec i czujesz się przeniesiony w miejscu i czasie. 

 
 


Rada: na Alhambrę warto zarezerwować nawet 5/6 godzin. Wtedy można spokojnie zwiedzić cały obiekt i nie spiesząc się, pozwolić sobie na przerwy.
Polecam na przykład zaplanować sobie piknik w ogrodach :)


Chyba domyślacie się, co stało się potem?
Z Alhambry pojechaliśmy do hostelu zostawić rzeczy i ruszyliśmy w poszukiwaniu pysznych tapas. I tu się trochę rozczarowaliśmy. We wszystkich barach ceny były wyższe niż w miejscach, które w Andaluzji odwiedziliśmy do tej pory. Na zamówienie czekaliśmy bardzo długo, a samo jedzenie było po prostu OK. 

No przecież żartuję, nie jedliśmy tu.

Po kolacji przeszliśmy się do Katedry, ale ta niestety jest zabudowana z prawie każdej strony, więc specjalnego wrażenia na nas nie zrobiła. Pokręciliśmy się później po uliczkach, ale miasto było trochę wymarłe. Chłopaki mieli problem, żeby znaleźć miejsce, w którym spokojnie będą mogli obejrzeć mecz (przypominam, że to był czas rozgrywek mundialu).

 
Turysty.
Kolejny dzień miał nam pokazać piękniejszą Granadę, niż tę pustą wieczorem. Obeszliśmy wszystkie ważne miejsca w mieście, co nie jest takie proste - mimo, że Granada jest mała, sporo było chodzenia... w górę i w dół, w górę i w dół. Nie było zbyt wielu turystów, większość ulic wciąż była pusta. Tutaj jednak, na słynnej ulicy "zajętej" przez handlarzy, udało mi się zrobić całkiem niedrogie zakupy pamiątkowe (kupiłam np. piękne wachlarze, czy drewniane kastaniety).

 


I tak włóczyliśmy się po uliczkach, robiliśmy zdjęcia i szukaliśmy "ducha i magii Granady". Ja jednak nie znalazłam ani tego, ani tego.  Nie zrozumcie mnie źle - to nie tak, że uważam, że Granada jest brzydka. Jest ładna, nawet bardzo, ale nic poza tym. Dla mnie zwyczajnie przereklamowana.

4 komentarze :

  1. Alhambre chciałabym zobaczyć bardzo, w Granadzie nie byłam, więc ciężko mi oceniać , ale faktycznie zazwyczaj słychać same ohy i ahy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alhambrę koniecznie! Co do samej Granady - może jak nie będziesz mieć takich wielkich oczekiwań jak ja miałam, to zrobi na Tobie większe wrażenie :)

      Usuń
  2. Na zdjęciach Granada wygląda ogromnie zachęcająco, więc mam nadzieję pojechać kiedyś i sama się przekonać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała Andaluzja jest jest niesamowita! Warto o tym pamiętać, planując odwiedziny samej Granady ;)

      Usuń