Różne oblicza Marsylii I Autostopowy powrót vol.2

Marsylia przywitała nas palącym słońcem i parą pijanych bezdomnych leżących na schodach w miejscu, w którym wysadził nas kierowca. Czekaliśmy na Eliasza w tym uroczym towarzystwie - koło dworca kolejowego - jakieś pół godzinki, po czym poszliśmy zostawić bagaże. Eliasz wynajmuje pokój u szalonej francuskiej artystki, więc na krótki czas zamieszkaliśmy w bardzo klimatycznym miejscu z uroczym tarasem. Prysznic, krótka drzemka i ruszyliśmy zwiedzać.

 


Ostrzegali - że niebezpiecznie, że kradną, że policja, że "araby Was napadną". No i trochę mieli rację. Ledwo wyszliśmy na główną ulicę, policja zablokowała drogę i łapali jakiegoś bandytę. Obeszliśmy grzecznie teren naokoło i skierowaliśmy się do górującej nad miastem bazyliki Notre-Dame de la Garde.

 

To był w zasadzie dzień zwiedzania Marsylii "z góry". Bo jak tylko zeszliśmy z jednego wzgórza, wchodziliśmy na drugie. I tak aż do zachodu słońca.


Pod koniec dnia Eliasz zaprowadził nas na marokański targ. Ale tam też trafiliśmy akurat na jakieś zamieszki, więc - żeby nie kusić losu - wróciliśmy jak najszybciej do mieszkania. Następnego dnia o poranku mieliśmy ruszyć dalej, ale tak się nam u Eliasza spodobało, że - wedle zasady "mamy wakacje, mamy czas" (choć wcale go nie mieliśmy) - postanowiliśmy zostać jeden dzień dłużej. Wybraliśmy się na wycieczkę nad prawdziwe lazurowe wybrzeże.

 
 
 

Słońce piekło niewyobrażalnie, dlatego po czterech godzinach smażenia się wręcz na skałach (do wody dało się wejść tylko na chwilę, bo była przeokropnie zimna...) wróciliśmy do Marsylii, żeby zobaczyć jeszcze muzeum miejskie (też całkiem niezły punkt widokowy) i przejść się obok katedry.

Turystka na 100%

Plan na czwartek był następujący: wstajemy rano, jemy śniadanie i ruszamy w drogę, żeby dojechać do Monako. Ale Eliasz przypomniał sobie, że jest jeszcze w Marsylii jedno miejsce, które musimy zobaczyć. W czwartek poszliśmy więc na poranny spacer.



Koło południa stanęliśmy na autostradzie w kierunku Nicei. Plan na czwartek: Monako. Plan minimum na czwartek: Nicea. Jednak dzięki rasta - aucie nie dojechaliśmy nawet do Nicei. Nie udało się też trzymać planu: byle przy morzu, na plaży zawsze jakoś będzie. I tak nadchodzącą noc mieliśmy spędzić gdzieś... w górach.


1 komentarz :

  1. Świetne te Wasze zdjęcia! W Marsylii spędziłem jedynie dzień i wciąż czuję niedosyt tego pięknego miasta. Muszę tam w końcu wrócić. Tym bardziej, że mam całkiem blisko ;).

    OdpowiedzUsuń