Jak utknęliśmy w niechcianych górach i było bardzo fajnie I Autostopowy powrót vol.3

Z Marsylii zabrało nas hiszpańskie rodzeństwo, pracujące w Ameryce Południowej. Jechaliśmy sobie na tylnych siedzeniach wraz ze szklanym blatem ich stołu i muszę przyznać, że i tak było całkiem wygodnie. Wysadzili nas w Aix - en - Provence, na niewielkim rondzie, które miało być skutecznym miejscem na złapanie czegoś do Nicei. Faktycznie, na poboczu porozrzucane były tabliczki z różnymi destynacjami (nawet Saloniki!). Były i podpisy na murku - znaleźliśmy nawet polski akcent, więc postanowiliśmy zostawić pamiątkę po sobie. Ja łapałam, Marcin pisał.




Trudno było złapać samochód, który jechał w stronę Nicei, a nie do Marsylii. Marcin przeniósł się na stację benzynową i w końcu, po godzinie (albo nawet dłużej), zabrał nas miły starszy pan, który dowiózł do bramek na autostradzie. Następnie jechaliśmy z dwoma Tunezyjczykami, którzy w czasie drogi palili zioło, a na końcu trafiło na rasta - samochód: zmieściliśmy się na tylnych siedzenia razem z naszymi plecakami, ich namiotem, gitarą, wielką dziwną rurą, która była chyba instrumentem muzycznym i dwiema kołdrami.

Marcin: "Zlituj się, 19 zdjęć wystarczy..."
Ja: "Ale wszystkie są poruszone. Uśmiechaj się!"
Chłopaki jechali do Biot - małej wioski w górach niedaleko Nicei  - i tam zaproponowali nam nocleg w jakiejś "ich miejscówce w górach". Zdecydowanie odradzili Niceę, a że było już późno, stwierdziliśmy, że w takim razie jedziemy z nimi. Zamiast głęboko w góry, poszliśmy do maleńkiego parku, z monitoringiem i amfiteatrem. Zdążyliśmy za jasności obadać teren, rozkład kamer, kranik z wodą pitną i idealne miejsce do spania. Pochodziliśmy po miasteczku (bardzo urocze miejsce, ale po co ludzie przyjeżdżają tam na wakacje, to nie mam pojęcia...) i o zmroku wróciliśmy do parku.

Plan gigantycznego miasteczka.

Usiedliśmy na ławeczce przy naszej "łazience", poczekaliśmy aż policja zrobi obchód i zaczęliśmy się myć :D W międzyczasie przechodzili jeszcze czasem ludzie, więc musieliśmy się chować w najciemniejsze kąty, ale finalnie udało się wziąć każdemu z nas normalny(!) prysznic. A potem zasypialiśmy przy wielkim księżycu i mnóstwie gwiazd,  patrząc na mieniące się w oddali morze. Odganiając się przez całą noc od stada komarów.

Selfie przy myciu zębów! Osiągamy powoli selfie - mistrzostwo.
 
Nasza luksusowa łazienka.
I jeszcze bardziej luksusowa sypialnia!

Rano obudził nas... budzik. I całe szczęście, bo zebraliśmy nasz obóz w ostatniej chwili przed przyjściem panów robotników :) Szybka poranna toaleta i - w końcu! - MONAKO.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz